wtorek, 21 września 2010

Problemy z dorosłością


Jak zwykle popisałam się całkowitą niepamięcią o terminach... Na studiach pamiętanie o terminach prac zaliczeniowych (i wyrabianie się w terminie) jest naprawdę horrorem... ;). Nawet, jak się gdzieś z kimś mam spotkać, to albo jestem 10-15 minut wcześniej, albo 5-10 minut później... Tylko raz zdarzyło mi się spóźnić całą godzinę ;). Zazwyczaj wydaje mi się jednak, że czasu mam zdecydowanie za mało i przyspieszam - a potem jestem za wcześnie i czekam.
Właściwie o studiach chciałam pisać. Dzisiaj spotkałam się z Ag., z którą chodzę na studia. Tzn obie studiujemy na jednym roku. I Ag. powiedziała dzisiaj coś wybitnie ciekawego, kiedy akurat byłam w trakcie narzekania, że wcale nie chce mi się wracać na uczelnię. Otóż Ag. powiedziała, że mnie to się chyba nigdy nie chciało studiować. Miała trochę racji. Lubię się uczyć, naprawdę. Ale nie lubię studiować. Wydaje mi się, że o ile intelektualnie jestem dobrze rozwinięta (czy nawet jestem ponad swój wiek), to emocjonalnie jestem cofnięta przynajmniej 3-4 lata. Nie do końca dociera do mnie to, że za dwa lata będę musiała pracować i że studia to nie jest "kolejne liceum" (jak mówi moja mama), tylko te konkretne przygotowują mnie do przyszłego zawodu.
Kiedy myślę o pracy zawodowej, własnym mieszkaniu, wydaje mi się, że są to wyobrażenia dziecka, które nie może doczekać się dorosłości.
Trochę mnie to przeraża. Wydaje mi się, że jestem trochę pod tym względem dysfunkcyjna czy nawet upośledzona. W wieku lat 19-tu dopiero odkryłam, że istnieje coś takiego, jak "książeczka sanepidowska" (M. szła do pracy i musiała ją wyrabiać; tylko stąd wiem). To chyba zabawne, ale mam prawie 21 lat i nie wiem nic o formach ubezpieczenia zdrowotnego. Do dzisiaj wydawało mi się, że całe życie będę ubezpieczona w NFZ. Tzn dalej nie jestem pewna, czy tak nie jest, ale chyba nie (coś dzisiaj czytałam na jakiejś ulotce o ubezpieczeniu powyżej 26-tego roku życia). Chyba zupełnie nic nie wiem o dorosłym życiu.
Dopiero w zeszłym roku nauczyłam się obsługiwać pralkę (bo od roku nie jestem w stanie znieść wizji, że moje ubrania piorą się z ubraniami innych członków rodziny), nie umiem ugotować absolutnie żadnej zupy, repertuar dań, które umiem zrobić (i ciastek, które umiem upiec) jest ograniczony - nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Nie wiem, co to jest PIT, nie wiem, co mój ojciec wypełnia pod koniec roku a odlicza się od tego 1%, który można przekazać na jakieś fundacje, nie wiem nawet gdzie się płaci pieniądze za np gaz czy prąd. Dodatkowo nieraz, jak rozmawiam ze swoimi rówieśnikami widzę różnicę emocjonalną - ja kieruję się w życiu logiką, intelektem, oni emocjami. Ale ich emocje są dojrzalsze od tego, co mnie się "zdarza" (bo nie czuję nic przez 90% czasu) czasem poczuć.
Za to znam twierdzenia i dowody Hawkinga, uwielbiam genetykę oraz znam koncepcje i prace Dawkinsa.

Ech, wiem, że to co napisałam brzmi, jak użalanie się nad sobą, ale czasami dociera do mnie, że niebawem skończę 21 lat, a o życiu wiem nic. Za to wiele mogę mówić o genetyce, językach, kulturze, psychologii, astrofizyce, biologii, ewolucjonizmie, genetyce,... Tylko, powtarzając za moją matką, za to nie zapłacę rachunków skoro nie wiem nawet, gdzie się je płaci (w ogóle tak się zastanawiam... czy jeśli płaci się czynsz, to czy w czynszu [muszę w ogóle dowiedzieć się, co to jest ten czynsz. Czy to, to samo co rachunki, czy coś innego] płaci się za gaz, prąd czy dodatkowo...).

Hm, chciałam pisać o studiach. Wyszło o problemach z dorosłością. Ale chyba to się ze studiami pokrywa.

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Fajnie,że znowu zaczęłaś pisać....
Jak to czytam, to trochę jakby było to o mnie...:/

Agnieszek pisze...

powiem tak:
Wyprowadziłam się z domu mając lat 20. Zarabiałm na siebie owszem, ale za mieszkanie, prąd gaz itd. chodził płacić mój tata bo ja nie miałam o tym pojęcia. Obiady jadałam w barach a przez weekend u rodziców, mama co niedzielę pakowała mi wałówkę i wyprane pranie które przywoziłam do nich (bo pralki która stała w moim mieszkaniu nie umiałam obsługiwać;p)
Samodzielnie robiłam tylko kanapki, jajecznicę i zupę z torebki. Za to zawsze miałam lekkiego swira na tle czystości i w kółko kompulsywnie odkurzałam i zamiatałam podłogi;D
Gotowania pieczenia i ty podobnych zajęć nauczyłam się dopiero po ślubie (24 lata) eksperymentując na mężu, rachunkami i PITem nadal się nie zajmuję, robi to mój ślubny.
Tak, że spoko, jeszcze wszystko przed tobą :)

Anonimowy pisze...

Cieszę się, że wróciłaś na bloga. :)

Mnie się wydaje, że nie ma nic anormalnego w tym, co opisujesz. Większość ludzi w naszym wieku mieszkających jeszcze z rodzicami, a nawet starszych, jest na podobnym poziomie, jeśli chodzi o samodzielność. Ja też. O ubezpieczeniu zdrowotnym wiem tyle co Ty, a gotowanie idzie mi jak przysłowiowa krew z nosa - zwłaszcza, że jestem bardzo niezdarną i roztargnioną osobą. Teoretycznie umiem ugotować parę rzeczy, ale w praktyce nie wygląda to tak dobrze. Mam nad Tobą tylko taką przewagę, że sama kontroluję swoje rachunki i umiem obsługiwać pralkę - od tego roku, gdy moja mama zachorowała. I wiem o PIT-ach, bo uczyli mnie o tym w szkole na przedsiębiorczości.

Myślę, że z czasem przyswoimy sobie wszystko, co będzie nam potrzebne. To nie są umiejętności, które się nabywa z dnia na dzień, ale raczej stopniowo. Podejrzewam, że za 5 lat będziesz się już dobrze orientowała w tych sprawach i być może nawet nie zauważysz tej zmiany.

Swoją drogą, ja też czytam Dawkinsa, natomiast Hawking jest chyba dla mnie za trudny - nic nie rozumiem. ;)

Rika

tijgertje pisze...

Wiesz, mysle, ze studiowanie moze byc fajne, ale trzeba znalezc odpowiedni kierunek. Tylko tu mam watpliwosci, czy to, co wybralas faktycznie jest dla ciebie odpowiednie.
dorosloscia sie nie przejmuj za bardzo. Krokiem do przodu jest juz sam fakt,z e sobie uswiadomilas swoja niewiedze. Teraz tylko trzeba zakasac rekawy i zaczac dzialac, a uda ci sie to w 2 sytuacjach: jesli zycie nie da ci innego wyboru, albo sama bedziesz bardzo chciec. Mysle, ze jestes dojrzalsza ode mnie, gdy bylam w Twoim wieku. Studiowalam na studiach magisterskich, wiec mialam wiecej czasu, ale zylam pod kloszem i nie martwilam sie o przyszlosc. o dziow odkrylam w soie zmysl organizatorski w pewnym stopniu dzieki zlym relacjom z rodzina. Kombinowalam,z eby wyrwac sie z domu i tak zaczela jezdzic na obozy jako wychowawca. Byla to moja dzialka, do ktorej rodziny nie dopuszczalam, dostawiali tylko niezbedne informacje. Okazalo sie, ze jestem silniejsza i potrafie wiecej niz sadzilam, brakowalo mi tylko wiary w siebie. rachunki, finanse to jednak nie dla mnie. ze wstydem przyznaje, ze w wieku 36 lat nadal norma sa u mnie upomnienia za niezaplacone w terminie zakupy przez internet:/ Gdyby nie maz, pewnie komornik nachodzilby mnie codziennie, choc kto wie... zycie zmusilo mnie do podjecia pewnych krokow, zeby zapewnic dziecku w miare normalne zycie i okazalo sie po raz kolejny, ze jedynym ograniczeniem sa checi i wiara we wlasne sily. Nie zakladaj,z e nie umiesz, ze sobie nie poradzisz. jestem pewna, ze jesli czegos bedziesz chciala, to osiagniesz bardzo wiele. Ja cale zycie wysluchiwalam, ze nie umiem gotowac, nie potrafie nawet guzika przyszyc, nie wiem, jak obslugiwac pralke. Jak trafilam "na swoje" i nikt mi nie patrzyl na rece, to okazalo sie,ze instrukcje obslugi pralki zrozumialby nawet idiota, a przepisy kulinarne, czy nawet opisy szycia skomplikowanej odziezy sa tak jasne i przejrzyste, ze robiac tylko to, co sie czyta mozna wyczarowac cuda;) Choc szczerze mowiac wole kulinarne eksperymenty, odkrywanie dziwnych polaczen i wychodzenie poza ramy, niz sztywne trzymanie sie regul, w koncu przecietniakiem nie jestem;)

Anonimowy pisze...

Pani o pseudonimie Agnieszek brzmi w swojej wypowiedzi jak kobieta z zespolem Aspergera.
Pozdrawiam anonimowo:)

Hanna pisze...

Hehe, no to Cię, Agnieszek, podsumowali.
A mnie się wydaje, ze brzmi, jak wiele młodych kobiet. Póki nie musimy, to się nie zajmujemy takimi przyjemnościami jak rachunki i gotowanie.
deszczowa-mama

Anonimowy pisze...

Może anonimowemu gościowi to, co Agnieszek napisała o "świrze na tle czystości", skojarzyło się z ZA? Ale to nie jest domena Aspich, znam wielu ludzi, którzy mają takiego świra. :p

Rika

Anonimowy pisze...

Właściwie zamiast tak debatować nad tym to zapytajmy samą Panią Agnieszek czy czuje się jak kobieta z ZA?
Pozdrawiam.

Agnieszek pisze...

o, nie zagąlądaam kilka dni a tu cała dyskusja:)
Odpowiadając na pytanie - nie, zupełnie nie czuję bym miała ZA :)
co najwyżej jakieś drobne obsesyjki (jak ta z podłogą, kiedyś;p) ale któż ich nie ma...
Jak to mawiają, nie ma ludzi zdrowych, są tylko nie zdiagnozowani;D

natomiast przez obcowanie od lat już 13 z córką, wysokofunkcjonującą autystką mogę chyba zaryzykować stwierdzenie, ze w rozpoznawaniu takich zaburzen mam specjalizację :)

tijgertje pisze...

Hmmm, nikt mi nie mowil, ze nadmierne sprzatanie jest wyznacznikiem autyzmu;) Ja mimo autyzmu sprzatam tylko wtedy, gdy jest to absolutnie niezbedne. sprzatanie to najbardziej znienawidzona przeze mnie czynnosc. Za to prasowanie uwielbiam, moglabym prasowac nawet majtki na kantki ;)

Hanna pisze...

tijgertje
podaj adres, wyslę ci moje prasowanie.
a Tobie, agnieszek, moja podłogę;)
Moze ktos jeszcze lubi gotowac?;)))
deszczowa

Unknown pisze...

Hej :) Trafiłam na twój blog przez przypadek :) Bardzo interesujący i jak mi bliski! Co prawda nie mam ZA, ale jestem po dziecięcym porażeniu mózgowym i mam schizofrenię. Ale też mam podobne wrażenia od twoich, ja w tym roku zaczęłam studia mimo że mam już 24 lata więc w grupie należę do tych najstarszych ale wierzę że dam radę. Dałam jak byłam sama za granicą w pracy, to myślę, że jak skończę studia i uda mi się znaleść pracę, to też sobie dam radę, choć teraz polegam na mojej mamie, nawet nie chcę myśleć, co będzie gdy jej zabraknie, zostanę zupełnie sama... ALe nie traćmy nadziei, że sobie poradzimy :) Pozdrawiam cię serdecznie. www.mandrynka.bloog.pl

Anonimowy pisze...

Witam, zajrzałam tu po raz pierwszy, jestem mamą malucha z autyzmem. W 100 proc. zgadzam się z poprzedniczkami - ja mam lat 29, wyprowadziłam się od rodziców mając lat 23. Podobnie jak u Agnieszka nigdy nie zajmowałam się Pitami i rachunkami (działka męża), o tym, że muszę wybrać fundusz emerytalny przypomniał mi kilka miesięcy temu Zus (przyszło pismo w którym zagrozili, że jeśli sama tego nie zrobię do końca lipca to wybiorą mi w drodze losowania ;P ), gotowanie akurat uwielbiam, ale ze sprzątaniem to już zupełnie inna bajka - np. nigdy nie prasuję, przeżyłam szok, kiedy koleżanka prasowała jeansy, zrobiłam tylko dla małego wyjątek - prasowałam jego ciuszki przez pierwszy miesiąc jego życia, potem dałam spokój... pod tym względem akurat chyba nie odbiegasz od przeciętnej rówieśniczki ;) pozdrawiam - ewa