czwartek, 26 lutego 2009

Uczucia, emocje

ten blondynek świetnie oddaje mój nastrój :D.

No więc chciałam napisać o uczuciach. Bo spotkałam się z przekonaniem, że osoby z ZA nic nie czują.
Przede wszystkim należy uniknąć generalizacji. Są Aspie, którzy faktycznie mają ograniczone odczuwanie i są tacy, którzy czują za dużo. Tylko, że wszystkie te typy mają problem z nazwaniem swoich emocji.
Ludzie są zszokowani, kiedy na ich pytanie: "kochasz swoich rodziców?", odpowiadam: "nie wiem". A ja naprawdę nie wiem, czy to co odczuwam, to miłość. Czasami lubię z nimi porozmawiać, czasami sama przychodzę do mamy żeby się przytulić, czasami jestem na nich zła i czasami mam wrażenie, że za dużo ode mnie wymagają, a czasami zrobią mi jakąś przykrość. Nie wiem czy ich kocham. Zresztą, skąd mam wiedzieć, że kogoś w ogóle kocham? Mam problem z odróżnianiem uczuć. Rozróżniam tylko te skrajne: wiem, że czegoś nie chcę i wiem, że czegoś chcę. Nie chcę z kimś przebywać, a z kimś chcę (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, lubię być sama). Mogę powiedzieć, że będzie mi przykro, jak rodziców zabraknie, ale nie wiem na pewno. Rzadko za nimi tęsknię, jak gdzieś wyjeżdżam. Lubię, czasami, ich głosy. Czasami lubię ich dotyk. Czasami sama idę z nimi porozmawiać. Mogę powiedzieć, że ich lubię, bo skoro nie przeszkadza mi (zazwyczaj) ich towarzystwo, to znaczy, że ich lubię, prawda?
Z przyjaciółmi też tak mam. Nie czuję codziennie, cały czas, że mi na nich zależy. Lubię z nimi przebywać i czasami poczuję jakieś silniejsze, pozytywne uczucie i wtedy im mówię: "Kocham was". Ale nie czuję cały czas, że ich kocham. Czuję tylko, że lubię z nimi przebywać i że mogę być przy nich sobą.
Jak z kimś nie lubię przebywać, to wiem, że go nie lubię. Nie mogę stwierdzić, że kogoś nienawidzę. Nie odróżniam "nienawiści" od "nie lubienia".
I faktycznie mam tak, że mam stłumione pewne emocje, te silniejsze, gwałtowniejsze. Do tego problem z nazwaniem tych emocji. Ktoś może powiedzieć, że Aspie mają łatwiej, bo nie odczuwają tak bardzo wszystkiego. Ale może jest na odwrót: może odczuwamy bardziej, tylko nie umiemy tego pokazać? I nie wiemy, jak nazwać te uczucia. A skoro nie wiemy, jak nazwać, nie wiemy też, jak sobie z nimi poradzić. Dlatego wydaje mi się, że ludzie ze spektrum autystycznego pod względem emocji mają dużo gorzej.
Jedna z moich przyjaciółek dużo się śmieje. Śmieje się prawie po każdym zdaniu. Nie rozumiem tego. Ona mówi, że śmieje się żeby pokazać, że jest szczęśliwa. Też mi się zdarza śmiać na głos. Ale zazwyczaj pokazuję swoje szczęście uśmiechem. Zresztą, chyba nigdy nie zrozumiem, czemu ludzie w czasie jednej rozmowy, robią tyle różnych rzeczy ze swoim głosem, ciałem i twarzą. Ciągle coś robią, coś zmieniają. Strasznie trudno za tymi zmianami nadążyć. Jak ktoś mi coś mówi i się śmieje, to nie wiem czy mam to potraktować, jak żart, czy mówi na poważnie. Rozumiem, że jak ktoś płacze, to jest smutny, ale co zrobić jak ktoś płacze i się uśmiecha?
Mam problem nie tylko z nazwaniem własnych uczuć, ale także z nazwaniem uczuć innych.
To strasznie skomplikowane.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

no cóż...
http://cedosia.blox.pl/2007/12/123-uczucia.html