środa, 7 października 2009

O studiach.

Moja kolekcja biletów :). Mam bilety z Krakowa, Warszawy, Białegostoku, Gdańska, Frankfurtu,... Łącznie mam, na dzień dzisiejszy, 261 biletów i kolekcja się stale powiększa :).

Dobrze, to teraz o studiach :).
Rozpoczęcie roku akademickiego. To było straszne! Stałam na korytarzu, ze mną tłum ludzi, hałas, gwar. Strasznie dużo bodźców zewnętrznych, nad którymi trudno zapanować. Stałam więc skulona w kącie i walczyłam ze sobą żeby się nie rozpłakać ze strachu. Cały czas wbijałam sobie paznokcie w ramiona. Oczywiście nie podeszłam do nikogo i nie spytałam się, czy w tej sali ma spotkanie z opiekunem mój rok, więc dodatkowo się stresowałam, że nie poszłam tam gdzie trzeba. Wzięłam indeks, legitymację studencką i książeczkę zdrowia, i spotkałam się po wszystkim z M. Cieszyłam się na te studia, ale i tak się bałam.
W piątek nie mogłam znaleźć sali, więc się zgubiłam na katedrze. Na szczęście dziewczyna z mojego roku mnie jakimś cudem rozpoznała i zaprowadziła pod salę. A w poniedziałek było spotkanie integracyjne. Na tym spotkaniu to się dopiero nadenerwowałam! Na samym początku milczałam (tak, poszłam na to spotkanie. Bo chcę się trochę uspołecznić), zamówiłam sobie piwo (alkohol zawsze mnie trochę rozluźnia, ale tak chyba mają wszyscy) i po jakimś czasie zaczęłam się odzywać. Tzn, zaczęłam się odzywać dopiero, jak rozmowa schodziła na tematy, które mnie interesują, więc nie było tego dużo. Jest jedna dziewczyna na roku, z którą mam jakiś kontakt (na tyle dobry, że dziś razem poszłyśmy na obiad:).), ale ona jest w innej grupie niż ja, więc siedzę i rozmawiam z nią tylko na wykładach. Na ćwiczeniach siedzę daleko od swojej grupy i czytam książki.
W ogóle wczoraj były ćwiczenia, które mi się bardzo nie podobały, bo wykładowca kazał nam wstać i podejść do każdej osoby z grupy i jej coś zaproponować. No i być uśmiechniętym w czasie tej rozmowy. A że ludzi jest trzy razy tyle, co w liceum (na roku; bo na ćwiczeniach w grupach jest taka mała "klasa"), to ja po wykładach byłam trzy razy bardziej zmęczona niż w LO i nie miałam ochoty na kontakt już z nikim. Na szczęście ja nie musiałam podchodzić, to do mnie podchodzili (może dlatego, że stałam na środku sali i nie mogłam się zdecydować, co mam zrobić). I generalnie, to właśnie mnie przeraża- kontakt z ludźmi.
Natomiast bardzo mi się podobały wykłady. Są raczej interesujące. Dzisiaj opuściłam jeden wykład i ćwiczenia (tzn zwolniłam się u pani dr), bo jestem chora i mi gorączka rosła, ale koleżanka (ta z drugiej grupy) ma mi dać jutro notatki i ćwiczenia odrobię w przyszłym tygodniu. Jeszcze jutro mam nowy wykład, także nie znam jeszcze dwóch ćwiczeń (ale wydają się być interesujące. No, przynajmniej jedne) i dwóch wykładów (tych, co dziś opuściłam i jutrzejszych porannych).
Trochę mi przykro, że stoję tak z boku grupy, że nikt mi nawet nie proponuje żebym z nim gdzieś poszła i dlatego wczoraj włóczyłam się (w przerwie) sama po mieście przez cztery godziny. A cała grupa gdzieś poszła razem i wtedy poczułam się trochę inna, i to było niemiłe uczucie.
Zobaczymy, jak to będzie.
Na razie strasznym problemem jest dla mnie samo wejście na uczelnię, bo to- mimo wszystko- zupełnie nowe miejsce i nie bardzo się w nim orientuję.

Poza studiami, to kupiłam sobie książkę: "Autyzm i Zespół Aspergera" z wyd. lekarskiego PZWL. Jest ciekawa :). Będę się do niej odwoływać w następnych notkach :).

2 komentarze:

Cynthia pisze...

Już jakoś w tym jesteś, jest jedna dziewczyna, więc w razie potrzeby możecie sobie pomóc.

Anonimowy pisze...

Hm. W sumie, prawdopodobnie zachowywałabym się podobnie.
A właściwie - zachowuję się ^^"

Dzisiaj mieliśmy klasowe wyjście z okazji Dnia Edukacji Narodowej (wychowawcy nie chciało się siedzieć w szkole po prostu xD). Teoretycznie do kina. Praktycznie, jako że nie grali niczego ciekawego, klasa rozlazła się po centrum w mniejszych lub większych grupkach. A ja usiadłam na ostatnim piętrze przy oknie, czytałam książkę i patrzyłam na padający śnieg.
W wirujących płatkach jest coś, co mnie uspakaja. Co każe wierzyć, że świat będzie istniał zawsze, co by się nie stało - choćby tylko dla tego widoku.

;*

otempora