niedziela, 21 czerwca 2009

Wianki.

Na wianki nie poszłam. Chociaż rodzina próbowała mnie z domu wywalić ("koncerty będą, fajerwerki, pobawisz się trochę!"- na fajerwerki to może i bym poszła, ale tłum skutecznie mnie zniechęcił). Jakoś nie umiałam sobie nawet wyobrazić stania kilku godzin (lub siedzenia na mokrej trawie) w przerażającym tłumie, który krzyczy, pcha się i wymachuje wszystkimi kończynami. Wizje niechcianego dotyku, hałasu i tłumów wystarczyły by mnie odstraszyć.
Zresztą, co to by była za zabawa? Ciągły stres i w ogóle. Nic przyjemnego. A zabawa ma być przyjemna.
Wolałam pójść z przyjaciółmi do kawiarni, gdzie było niewiele osób:).

Na wiankach byłam raz. Miałam wtedy 7 albo 8 lat i jedyne, co zapamiętałam, to fakt, że- przerażona ilością bodźców- wpadłam w histerię i nie mogłam się uspokoić póki ojciec mnie nie wsadził do samochodu. Samochód zawsze działał na mnie uspokajająco;).

Brak komentarzy: