czwartek, 25 czerwca 2009

Załatwianie spraw



Bawiłam się dziś kostkami i zapałkami. Efekty zabawy są na zdjęciach:). Niestety, miałam mało zapałek :(.

Wczoraj się bardzo pokłóciłam z ojcem. Ponieważ coś tam w łazience przecieka w ścianie, musiał zadzwonić do administracji. I pan z administracji ma przyjść dzisiaj do godziny 13. A, że jestem jedynym domownikiem, który nie pracuje, to ja mam z nim rozmawiać. I urządziłam wczoraj awanturę, że tego nie zrobię. Z nerwów nie spałam całą noc praktycznie (zasnęłam chyba na 30 minut). Dla mnie problemem jest zamówić coś dla siebie w kawiarni (do restauracji nie chadzam z zasady), kupić coś w sklepie, powiedzieć do sąsiadów 'Dzień dobry' (swoją drogą, to głupie i nielogiczne witać się z kimś kogo nie znam), więc średnio sobie wyobrażam radzenie sobie z panem z administracji :(. Oczywiście ojciec musiał wczoraj wrzasnąć, że mam prawie 20 lat, że jestem dorosła i muszę nauczyć się radzić sobie z takimi rzeczami. Wiem, że dla kogoś to może być dziwne, ale mimo swojego wieku nie potrafię praktycznie nic załatwić. Jestem kaleką społecznym. Z zasady nie odbieram telefonów stacjonarnych (bo ludzie, którzy mogą coś ode mnie chcieć mają mój telefon komórkowy), z zasady nie reaguję na domofon (domownicy mają klucze, a jak ktoś ma do mnie przyjść, to pisze mi najpierw smsa, że zaraz u mnie będzie). Z zasady kłaniam się tylko sąsiadom z mieszkania na przeciwko mojego. Reszty twarzy sąsiadów nawet nie kojarzę. Jak miałam coś załatwić w sekretariacie w szkole ciągnęłam za sobą przyjaciółkę, która miała mnie ratować. W kawiarniach przyjaciele zamawiają za mnie. Dlatego strasznie się zezłościłam, jak ojciec wczoraj mi powiedział, że mam dziś rozmawiać z obcym mężczyzną, który- na dodatek!- przyjdzie do nas do domu.













2 komentarze:

Cynthia pisze...

Ja nadal się na to nie zgadzam, żeby przyjmować kogoś obcego w domu i mąż to wszystko za mnie załatwia.
Kiedyś nie było komórek. Nie lubiłam wtedy telefonów. Teraz komórka ułatwia mi życie, bo wiem niemal zawsze kto dzwoni.
:)

Cynthia pisze...

Widzę podobieństwo, chociaż ja nie mam ZA, na pewno. A jednak pewne cechy mamy wspólne.
Pozdrawiam.