piątek, 28 sierpnia 2009

Nadwrażliwość zmysłów- słuch


Słuch.
Jestem pewna, że wszyscy ludzie są przewrażliwieni na punkcie pewnych dźwięków (np piszczącej kredy po tablicy), ale u Aspie to przewrażliwienie jest jeszcze bardziej nasilone.
Ja osobiście nienawidzę dźwięku mytych sztućców albo jak sztućce uderzają w garnki; wyjąca syrena np w ambulansie; piłowanie pilniczkiem paznokci; zgniatanych puszek; wiertarki, borowania i wszystkich głośnych dźwięków (a więc krzyku, dudnienia, przechodzenia pod mostem,...). Mam wrażenie, że wszystkie te dźwięki "wbijają" mi się w czaszkę i mnie "bolą". Jak słyszę któryś z tych dźwięków, mam ochotę zatkać uszy i krzyczeć.
Rozmowy z innymi ludźmi też są ciężkie, bo mam wrażenie, że słowa docierają do mnie z pewnym opóźnieniem. Na początku są to zbite dźwięki. Jak słyszę rozmowę obcych ludzi, to zawsze na początku się zastanawiam w jakim języku mówią. Rozmowa przez telefon jest jeszcze gorsza, potrafię się po kilkanaście razy spytać: "Co? Proszę? Powtórz?". Dużo lepiej niż obcych rozumiem ludzi, z którymi dużo przebywam z własnej woli (tzn oni się przynajmniej nie wydają mówić w obcym języku;) ). W szkole miałam problem ze zrozumieniem nauczyciela. Podejrzewam, że sama bełkoczę i mówię niewyraźnie (zresztą, tą tezę zdaje się potwierdzać moja rodzina, bo regularnie słyszę: "ale otwórz usta, jak mówisz!").
Jeszcze rozmowę bardzo utrudniają dźwięki dochodzące z zewnątrz, np kiedy biorę prysznic i ktoś staje pod drzwiami i coś do mnie mówi, muszę zakręcić wodę i zatkać stopą odpływ- inaczej w ogóle będę zbyt rozproszona żeby słuchać tego, co ktoś do mnie mówi. Nie potrafię też, równocześnie, słuchać muzyki i słuchać tego, co ktoś mówi.
Strasznie nie lubię rozmów na klatkach schodowych, bo echo jest nieziemskie i nie można się skupić na własnym głosie!


x x x x x x x x x

Ostatnio odkryłam kolejną formę dotyku, która mnie bardzo denerwuje. Poke'anie, czyli dźganie palcem. W co bym nie została dźgnięta, mam ochotę uderzyć osobę, która mnie dźgnęła. A jeszcze bardziej irytuje mnie, kiedy powtarzam regularnie, że tego nienawidzę i ta osoba to dalej robi.

I zauważyłam jeszcze, że kiedy słyszę za dużo dźwięków, są one za głośne, irytujące; bądź kiedy ktoś koniecznie chce mnie cały czas przytulać i dotykać (a mnie się "nóż w kieszeni otwiera"- oczywiście żadnego noża w kieszeni nie noszę; no i nóż nie może się otwierać. Scyzoryk tak, ale nóż jest przecież sam otwarty... Ale to taka metafora... W każdym razie "nóż mi się w kieszeni otwiera", bo nienawidzę być przytulana, głaskana, obściskiwana, trzymana za rękę/ramię/nogę/cokolwiek, kiedy nie mam na to ochoty); albo ktoś zachowuje się strasznie głośno- natychmiast zaczyna boleć mnie głowa. I nawet cała paczka Ibupromu nie pomaga.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Dźganie palcem? Ale tak mocno, kiedy ktoś chce zwrócić na siebie uwagę, lekko, czy jak? Bo jakoś sobie nie przypominam, żebym była często dźgana palcem przez kogoś.

Rika

Cynthia pisze...

Widać coś u ciebie nie całkiem działa łączenie dźwięków w mózgu. Podejrzewałam o to moich synów w przeszłości, bardzo późno się nauczyli mówić. Sama czasem też tak miałam za młodu, słowa składały się w całość po chwili.
Nadmiar dźwięków bardzo mi przeszkadza. Dziś np podjęłam 2 próby zrobienia zakupów. Uciekłam bez niczego, bo było za dużo ludzi i dźwięków.
Ja może nie mam ZA, ale normalna całkiem nie jestem. ;) Lubię czytać to co piszesz. Pokazujesz, że świat nie jest oczywisty i można go widzieć różnie.

Anonimowy pisze...

Moim zdecydowanie najbardziej znienawidzonym dźwiękiem jest ten, jaki wydaje taka gąbeczka dołączana do pudru, gdy się nią pociera o ten puder (prasowany). To musi być specjalny typ gąbeczki, którego nie potrafię opisać, ale po prostu ciary mnie przechodzą nawet w tym momencie, gdy tylko to sobie wyobrażam ;)

Abigail

powsinoga_pl pisze...

nie, no to jest rewelka! sam też nie znoszę dźwięku mytych sztućców!! do szału doprowadza mnie, kiedy brat bierze się za mycie, kiedy ja siadam do kawy i kanapki, albo kiedy się chcę zdrzemnąć, a on mi za ścianą szumi. zresztą, sama wodą tłukąca się o dno zlewu mnie wkurza. trochę mniej, jak sam zmywam, ale też mnie to męczy po jakichś 5 min., dlatego wiecznie mam niepozmywane :)
za ambulansami dokładnie to samo! wiercenie doprowadza mnie do szewskiej pasji, krzyki mnie przerażają. najlepsze jest to, że śpiewam w zespole rockowym i ten przeogromny hałas mi nie przeszkadza, ale jak mamy próbę bez perkusisty i słyszę jak rezonują sprężyny w werblu, to muszę się porządnie skupić, żeby nie zgubić rytmu. albo gdy chcę coś powiedzieć, a chłopcy brzęczą (choćby najciszej) na gitarach, to mnie szlag trafia, bo własnych myśli nie słyszę.

z dźganiem mam podobnie. lubiany przeze mnie skądinąd i bardzo dobry przyjaciel wie, że mam łaskotki i czasem dźga mnie w żebra (albo w ogóle "tyka"), mimo, że wielekroć powtarzałem mu, żeby tego nie robił. ostatnio zrobił to z zaskoczenia i odskoczyłem tak nagle, że uderzyłem go w głowę (nie wiem już czym, możliwe, że własną głową). może to go nauczy. mam nadzieję.

Anonimowy pisze...

Myślałam, że jestem NT, ale tak wiele tego o czym piszesz odnajduję u siebie....