poniedziałek, 22 września 2008

Problem szkoły.

Chciałam poruszyć dzisiaj temat szkoły. Może wspominałam już na ten temat, ale dzisiaj się rozpiszę.
Ludzie z AS mają ZAWSZE problemy w szkole.
Zaczyna się w podstawówce (albo w zerówce).
Dzieci z AS nie potrafią panować nad emocjami i w zwykłej, publicznej szkole, spotykają się z przemocą. Jak byłam mała w ogóle nie umiałam opanować gniewu. Ktoś mnie dotknął, zrzucił moje rzeczy z biurka, a ja wybuchałam niepohamowaną wściekłością, zrzucałam wszystko, deptałam prace dzieci, gryzłam nauczycielkę, a potem się uspokajałam. Kiedy ktoś mnie pytał o co tak właściwie mi chodziło, nie umiałam odpowiedzieć. Najczęściej mówiłam, że chcę do mamy, albo że głowa mnie boli. Nie kłamałam, naprawdę chciałam do mamy. Dzieci w końcu podłapały, że nie potrafię panować nad emocjami i zaczęły mnie drażnić dla zabawy. Znajdowały w tym jakąś przyjemność. Kiedy zaczynałam płakać i niszczyć wszystko wokoło, gryźć i kopać, one się śmiały. I cała wina zawsze była zrzucana na mnie, i to ja szłam do dyrektorki, albo to moja mama była wzywana do szkoły. Jak każde dziecko pragnęłam akceptacji i koleżanek. Próbowałam się im w jakiś sposób przypodobać, chociaż one kpiły ze mnie za moimi plecami. Całe dzieciństwo byłam sama, dlatego byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tylko ktoś się uśmiechał na mój widok. Czułam się inna.
W 3 klasie udało mi się nawiązać kontakt z M. i mam z nią cudowny kontakt do dzisiaj. M. ma parę odruchów ze spektrum, może dlatego dogadujemy się jak nikt.
W 4 klasie nastąpiła zmiana wychowawcy, doszły nowe przedmioty, nowi nauczyciele i nowe sale. Panicznie bałam się, że się zgubię (strach pozostał do dzisiaj, zawsze się boję, że otworzę drzwi do sali, a tam będzie inna klasa). Nowa wychowawczyni była ostra, nieprzyjemna i próbowała mną manipulować. Ponieważ nie rozumiałam o co jej chodzi, wiele razy dochodziło między nami do poważnych kłótni i moja mama w dalszym ciągu była wzywana do szkoły. Klasa wciąż ze mnie się nabijała, z mojego sposobu ubierania się, mówienia, kompletnej niezaradności na wf. Nauczyciele zazwyczaj reagowali wrzaskiem albo zniecierpliwieniem na moje niekończące się pytania. Może ze mną jest coś nie tak, ale ja potrzebuję mieć wszystko dosłownie wytłumaczone, kropka po kropce, podpunkt po podpunkcie, inaczej się zgubię.
Potem gimnazjum.
Tu było lepiej, zaczęłam się bardziej otwierać na ludzi. Może to kwestia klasy, która nie czepiała się niczego; pozwalali mi być taką, jaka jestem i nikt nawet nie robił dużych oczu, kiedy przyszłam w rozciągniętej flaneli i jeszcze większych dżinsach. Akceptacja w pełni. Każde moje agresywne zachowanie nie było kwitowane złośliwymi uwagami, które mnie raniły, każdy gorszy dzień nie był wykorzystywany przeciwko mnie, ale byłam pocieszana. Z nauczycielami nie było już aż takiego problemu; starali się cierpliwie tłumaczyć. A jak cierpliwości brakowało, to po prostu ucinali moje pytanie w połowie.
Liceum, czas teraźniejszy.
Pierwsza klasa to było piekło. Po pierwsze- ledwo się zdążyłam przyzwyczaić do gimnazjum, do ludzi; nagle zostałam wrzucona w zupełnie obce miejsce, dużo większe niż poprzednia szkoła, gdzie do nauczycieli trzeba się zwracać "panie profesorze" (chociaż większość z nich nie ma tytułu; już nie raz pytałam pani od wuefu czemu mam do niej mówić "pani profesor" chociaż nie jest profesorem wuefu... Nie lubię jak ludzie nadają sobie tytuły, których nie posiadają. I zmieniają znaczenie słów), a klasa jest nietolerancyjna i ograniczona. Nauczyciele, przynajmniej w większości, nie są w stanie zrozumieć mojego toku myślenia, każą myśleć schematycznie.
Moje problemy z interpretacją i kłopoty z matematyką (kiedyś umiałam ją bardzo dobrze, ale od kiedy strasznie się boję nauczycielki [a raczej możliwości oblania roku] nie rozumiem nic) są wyśmiewane. W pierwszej klasie moja klasa dokuczała mi z powodu wyznania, nabijano się ze mnie i dokuczano.
Teraz w trzeciej klasie jest lepiej. Przywykłam do tej szkoły. I jest dwóch nauczycieli, którzy zawsze mi wytłumaczą wszystko cierpliwie, no i mam wreszcie zwolnienie z wuefu. Bo wuef to najgorsze, co może mi się przytrafić. Nauczyciele zawsze wrzeszczą, że się obijam, że jak można było piłki nie zauważyć i zawsze mam ocenę dostateczną, nieważne jak bardzo się staram. Moja integracja z klasą wygląda tak:
-albo stoję i nawijam o czymkolwiek, reszta nie do końca rozumie o co mi chodzi, ale uprzejmie śmieją się z moich żartów (albo ze skretynienia), a ja ulegam złudzeniu akceptacji i ciągnę swój monolog dalej, chociaż już nawet nie pamiętam po co się odezwałam.
-albo milczę i przysłuchuję się rozmowie, przeświadczona, ze wszyscy wiedzą, że ich słucham, tylko dziwnie się robi, kiedy zabieram głos (mam wrażenie, że na temat), a reszta milczy i patrzy na mnie z wytrzeszczem.

Dodatkowym problemem jest to, że kiedy wracam ze szkoły, jestem tak zmęczona interakcjami społecznymi, zgiełkiem i hałasem, że nie potrafię się za nic zabrać. Nauka przychodzi mi z trudem. Nie, nie dlatego, że jestem głupia. Jestem po prostu strasznie zmęczona. Włączam komputer i tak siedzę cały dzień. Albo leżę w łóżku z zamkniętymi oczami i słucham muzyki. Boję się tego roku, bo mam maturę. Repetytoria do przedmiotów maturalnych zarastają kurzem, a z przedmiotów, których nie zdaję... Najgorsza jest matma. Muszę w tym roku zdać, nie mogę pozwolić sobie na zagrożenie. A w poprzedni wtorek miałam sprawdzian. W domu umiałam wszystko, w szkole nagle zapomniałam. I mam pierwszą jedynkę. Teraz zeszyt do matematyki leży na moim biurku i mnie straszy: jutro 2h. Zżera mnie stres. Boję się, że coś palnę, że się wygłupię, ośmieszę, że zrobię coś nie tak, że dziwnie chodzę, dziwnie mówię i że mówię nudne rzeczy. Dlatego po szkole długo muszę ładować baterie.
Szkoła mnie męczy, wysysa ze mnie życie.
Inna sprawa jest taka, że nauczyciele żądają natychmiastowego zrozumienia tematu, nawet jeżeli jest on dla kogoś tak abstrakcyjny, jak dla większości ludzi pomysł żeby odprawić seans okultystyczny. Żaden nauczyciel nie zada sobie trudu, żeby wytłumaczyć coś komuś po raz piętnasty, a przecież czasami trzeba tłumaczyć nawet dwadzieścia razy! Do tego agresja fizyczna albo znęcanie się psychiczne innych uczniów nad słabszymi. Wszystko to sprawia, że ja (i pewnie większość Aspich) widzę szkołę jako miejsce, do którego idę za karę.
Nigdy nie mogłam zrozumieć pracy w grupie (i tak zawsze kończy się na tym, że pracuje tylko jedna osoba), zajęć zespołowych i integrujących. Gdybym się dowiedziała, że nie ma lekcji do końca tygodnia, albo, że będą 2-3h zajęć dziennie, ucieszyłabym się. Strasznie bym się ucieszyła. Szkoła to główne źródło moich stresów, zawirowań emocjonalnych, huśtawek nastrojów (pewnie dotyczy to większości Aspich).
Prawdopodobnie przez szkołę mam fazy lękowe, kiedy to nagle nie mogę oddychać, ból paraliżuje mi klatkę piersiową. Czasami mam ochotę płakać nim wyjdę do szkoły, co rano boli mnie z nerwów żołądek.
Niestety ale szkoła i złe doświadczenia z nią związane, pozostawiają ślad w psychice na zawsze. Może nie widać tego aż tak, ale zawsze, każdy Aspi (z którym udało mi się nawiązać jakiś kontakt) mówił, że w szkole (zwłaszcza podstawowej) przeżył najgorsze chwile swojego życia. Tłum, hałas, niechciany dotyk, brak cierpliwości nauczycieli, nienawiść wobec odmienności, agresja i niezrozumienie- wszystko to składa się na depresje, w które ludzie z AS tak często popadają.

Ale się dzisiaj rozpisałam ^-^".

PS:
Staram się używać związków frazeologicznych ^-^". Muszę niektóre opanować przed maturą.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zachwyt, szczery zachwyt, i podziw @.@ Rena-senpai, nie przestajesz mnie zadziwiać @.@ I zawsze coraz lepiej *_* :)

Świetnie opisałaś te poszczególne etapy. I świetnie opisałaś dzieci. Dlaczego sprawianie innym przykrości i naśmiewanie się sprawia im taką radość? Jak czasem obserwują niektóre dzieci, strasznie mnie irytują. Nigdy nic im nie pasuje, ciągle się kłócą, obrażają, obgadują. Chociaż, jako dziecko pewnie byłam taka sama.

Przykro mi w gruncie rzeczy, że miałaś takie złe wspomnienia. :( To straszne... I takie zero zrozumienia, prób zrozumienia... To jakaś masakra, że się wychowałaś w takim nietpolernacyjnym środowisku. A zwłaszcza nauczyciele...

Co do twojej obecnej matematyczki, jestem zdegustowana. Ja też miałam dzisiaj spr. z matmy, i coś tam pewnie zjebałam, ale ogólnie... Ale ogólnie na pewno jest lepie, niż u Ciebie.
Nie wiedziałam szczerze mówiąc, że lęk przed nauczycielem może tak wpłynąć na przedmiot. Chociaż... Wybacz skojarzenie, ale na myśl nawinął mi się oid razu Neville Longbottom z "HP" i hjesgo strach przed Snape'em. Wybacz, proszę, porównanie Cię do Neville'a XDDD""
Jeśli chodzi o tłuamczenie podpunkt po podpunkcie - to dla mnie trochę mniej jasne, bo zazwyczaj większość rzeczy łapię od ręki, bvardzos zybko, na lekcjach. Dlatego też amtmy prawie wcale się w domu nie uczę, chemii też rzadko. Ale jak teraz ostatnio zaczęliśmy chromosomy na lekcjach, to też mam z kumaniem problemy. Muszę się naprawdę mocno skupić, żeby to do mnie dotarło. A i tak się zdarza, ze ta myśl mi ucieka, że jej jednak nie jestem w stanie w porę złapać.

Co do twoich kontaktów z obecną klasą - kurczę, nie wiedziałam, że to aż tak źle wygląda :/ Tzn. mówiłaś, że są nietoleranycjni i ograniczeni, ale w tym wieku to już mniej dopuszczalne niż u 10-latków. Poza tym, strasznie mi przykro, że tak się nimi przejmujesz, i że tak się denerwujesz każdym dniem szkolnym... Cholera, to naprawdę niezbyt dobrze.
Jeśli chodzi o w-f - rozuuuumieeeem Cię O_O Nawet bardzo. Nie znoszę w-f'u. Chociaż wiem, że Ty przecież uprawiałaś sztuki walki, więc w gruncie rzeczy na tym terenie i tak jesteś lepsza niż ja ==" Chociaż... z drugiej strony wszystkie moje przyjaciółki są z w-f takie same geniusze jak ja, więc... xDDD Mam w razie czego wsparcie xDDD

Myślę, że - hmm, nie będzie to zbyt odkrywcze - powinny być jakies osobne szkoły. Pewnie są, zresztą, tylko u nas to tak jest... Przypomniał mi się sierociniec w DN @.@ Nie dziwię Ci się, że chciałabyś do takiego chodzić. L, Near i Mello na pewno mieli lepiej...

"Tłum, hałas, niechciany dotyk, brak cierpliwości nauczycieli, nienawiść wobec odmienności, agresja i niezrozumienie" ten fragment jest bardzo prawdziwy, i - no cóż, muszę Ci powiedzieć, że nawet niektórzy, którzy nie są Aspi, też to mają. :/ Znam to dobrze, kiedy mam ochotę uciec ze szkoły przeed tym starsnzym zgiełkiem, hałasem i chamstwem.

To tyle. :) Jeszcze raz mówię, że to wspaniały blog, i wspaniale to opisujesz. I szkoda, że więcej ludzi tego nie czyta, bo wg mnie jest bardzo pożyteczny @.@

Dziękuję, Rena-snepai i... Przepraszam, że ostatnio tak rzadko rozmawiamy :(

Tulę :)

~@lu-chan

ginger-girl pisze...

Nie potrafię zrozumieć do końca co czujesz. Wiesz, że jestem całkiem inna. Nie wiem nawet jak Cię pocieszyć. Wybacz, że nie piszę tu nic konstruktywnego.

powsinoga_pl pisze...

to jest bardzo trafny opis! uważam, że powinien go przeczytać każdy!! każdy uczeń, każdy rodzic, każdy nauczyciel... KAŻDY! przypomniała mi się moja szkoła. w ogóle, najważniejsze co wynoszę z twojego bloga (i paru podobnych) to odzyskanie wspomnień - przypomnienie tego jak się czułem, bo z powodu przykrości tych odczuć musiałem je z konieczności stłumić (żeby jakoś normalnie funkcjonować). z tego powodu, pamiętam swoje dzieciństwo jakby przez szybę, albo jakbym znajdował się w takiej tubie i wszystko oglądał przez wizjer - żadnych konkretnych emocji, tylko niejasna tęsknota albo zdziwienie, czemu "oni" muszą być "tacy".

swoją drogą, widzę, że niewiele się zmieniło podejście nauczycieli przez 10 lat. najwyraźniej nadal jest tak, że dostaje się temu, kogo nauczyciel ostatniego zobaczy jak krzyczy czy przeklina - powód już się nie liczy, kto zaczął, kto prowokował, to że ta osoba została doprowadzona do skraju załamania...

z całego serca życzę Ci powodzenia we wszystkim co robisz i (choć wiem, że to prawie niemożliwe) żebyś wiedziała, z czego zrezygnować w tzw. "życiu", które bywa obłędne.
twój blog jest super!!

Jeremiaszek pisze...

Dzieciaki w podstawówce są najgorsze. Nie dość, że śmieją się z tego, co inne, to w dodatku mamusie i tatusiowie jeszcze je podpuszczają. Nienawidzę takich ludzi. Dlaczego człowiek, który jest inny, zawsze musi cierpieć przez takich idiotów?!

Dlatego podziwiam Pierwszą Siostrę za to, że chce pracować z dziećmi mimo tego, że kiedy była mała, nic dobrego jej nie spotkało z ich strony. Stwierdziła: "Chciałabym wychować te dzieciaki na ludzi, skoro rodzice tego nie potrafią".

Nie wiem, ma Aspergera. Nigdy nie by ze swoimi problemami u żadnego specjalisty. Wiem, że jest jej ciężko. I że niektóre aspekty jej życia odzwierciedla to, co tu napisałaś. I możliwe, że nie tylko jej.

Ja... cóż, starałem się być tutaj poukładany i miły, bo ludzie, którzy są odmienni od tych niby normalnych powinni się wspierać. Choć kiedy czytam o przejawach ludzkiej głupoty, mam ochotę kląć. Dobrze, że jakoś sobie radzisz. Tak trzymaj i nie daj się głupim ludziom, którym nie chce się zrozumieć tego, jaka jesteś.

Pozdrawiam.